niedziela, 28 lutego 2021

Z Zamościa do Hrubieszowa niezbyt długa droga...

Przy okazji wyjazdu do Zamościa, odwiedziliśmy Hrubieszów. Z mojego domu na Kaszubach do Hrubieszowa jest 754 km natomiast z Zamościa to tylko 51 km więc różnica ogromna i trzeba było iść za ciosem, jak Zamość to dlaczego nie Hrubieszów? Dlaczego Hrubieszów? Nie, żebym tęskniła za tym położonym na krańcu Polski przy granicy z Ukrainą miasteczkiem. Powód jest inny, sentymentalny...  

W Hrubieszowie u całkiem obcych ludzi, zamieszkała moja babcia z dziećmi m.in moją mamą,  po tym jak UPA spaliła im dom we wsi pod Hrubieszowem. To było w 1943 r. w sierpniu albo wrześniu. Babcia, która po wojnie zamieszkała z nami, często wspominała Hrubieszów, tęskniła do tamtych stron, corocznie jeździła do znajomych w odwiedziny, mama natomiast rzadko wspominała dzieciństwo, ale pamiętam kiedy mówiła o odwiedzinach w  synagodze, cerkwi, i zabawach nad rzekę Huczwą.

W czasach mojego dzieciństwa w tv był program pt.: "Piórkiem i Węglem", który prowadził prof. Wiktor Zin. Ponieważ prof. Zin pochodził z Hrubieszowa (był szkolnym kolegą mojego wujka, brata mamy), w programie często opowiadał i rysował Hrubieszów albo Zamość. Pewnie dlatego w moim domu oglądało się ten program z wielką uwagą.

Miasteczko Hrubieszów jest niewielkie, wg ostatnich danych, mieszka w nim ok. 18 tys. ludzi, ale ma ciekawą i długą ponad 600 letnią historię, a przed wojną mieszkali tam i Polacy i Rusini i Żydzi.

Nie mogę pominąć informacji, że z Hrubieszowem związanych było sporo znanych i sławnych postaci. m.in. ks. Stanisław Staszic,  Aleksander Głowacki, znany nam wszystkim bardziej pod pseudonimem artystycznym wywodzącym się z rodowego herbu jako Bolesław Prus. Urodził się tutaj w 1847 roku i chociaż nie mieszkał tutaj i nie wrócił do Hrubieszowa nigdy, to miasto jest dumne ze sławnego pisarza. Również Bolesław Leśmian był związany z Hrubieszowem, przez 4 lata w nim mieszkał, pisał wiersze i prowadził kancelarię notarialną.

No i wspomniany już przeze mnie wyżej, Prof. Wiktor Zin (1925-2007) architekt, rysownik, działacz kultury i pracownik naukowy, gawędziarz, autor książek, popularyzator polskiej historii i sztuki. Prawdziwy człowiek renesansu, ambasador nie tylko Hrubieszowa ale i Zamościa.

Nie wiem na ile zmieniło się miasto przez te wszystkie lata, byłam tam jako dziecko ale prawie nic nie pamiętam ale dzisiaj z pełną świadomością mogę powiedzieć, że prezentuje się bardzo interesująco. Małe, z niską zabudową, zielone, czyste i zadbane. Jedyny problem jaki mieliśmy to znalezienie dobrej knajpki, hotelu. Poza tym wszystko było ok... jak dla miłośnika fotografii, znalazłam kilka ciekawych miejsc do sfotografowania, miałam tylko jeden problem, pogoda. Niestety burza i silna ulewa skutecznie skróciły moje zapędy fotograficzne.




Figurka przed kościołem Sw. Mikołaja


Dworek z XVIII w. Plebania rzymsko-katolicka, miejsce narodzin Bolesława Prusa

Pomnik Bolesława Prusa w parku miejskim 





Muzeum ks. Stanisława Staszica



Cerkiew Zaśnięcia Najśw. Marii Panny



Kościół pw. św. Mikołaja




Restauracja, kawiarnia-herbaciarnia z kuchnią żydowską 




Cerkiew Zaśnięcia Najśw. Marii Panny  




Rynek hrubieszowski i pomnik Żołnierza Polskiego Państwa Podziemnego 


Pomnik Profesora Wiktora Zina na Rynku (odsłonięcie pomnika odbyło się w 2018)








Rynek hrubieszowski z fontanną 

piątek, 19 lutego 2021

W Zamościu po prawie pół wieku...

Trudno w to uwierzyć, ale nie było mnie w Zamościu ponad 40 lat! Rodzinne miasto mojego taty, spędziłam tam mnóstwo czasu podczas letnich wakacji, wstyd, że tyle lat mnie tam nie było.

Była najwyższa pora, żeby się wybrać. 

Pojechaliśmy tam w czerwcu dwa lata temu, krótko  po powrocie z Japonii. Zdążyliśmy przed pandemią. Z niecierpliwością jechałam i w zasadzie nie wiedziałam czego się spodziewać po tak długiej nieobecności. Zastanawiałam się czy cokolwiek w mieście rozpoznam. 

No i rozpoznałam a jakże... 

Dom, w którym mieszkał wujek Gucio, brat mojego taty przy ulicy Haukego, stoi nadal, odnowiony, nieco zmieniony juz nie cały drewniany ale nadal trwa, nie było problemu, żeby go znaleźć. 

No i miasto, warte odwiedzin. Starówka zamojska to same perełki, dużo starych zabytkowych kamieniczek, m.in przy ul Ormiańskiej, Szafirowej,  cudne, kolorowe, pięknie odnowione ze wszystkimi detalami architektonicznymi. Poza tym w Rynku jest mnóstwo knajpek z regionalnymi potrawami i nie ma problemów z noclegiem. Szybko znaleźliśmy pokój w  hotelu przy jednej z bocznych uliczek Starego Miasta. Hotel mieści się w starej ale doskonale odnowionej kamienicy z oknami na ukwiecone podwórko, niestety w hotelu brakowało klimatyzacji, i to był chyba jedyny minus naszego pobytu. Na zewnątrz było bardzo gorąco a w pokoju jak w piekarniku, Spędzaliśmy więc większość czasu na zewnątrz, spacerując albo po pięknym parku nieopodal starówki, albo podcieniami zamojskich uliczek, albo siedząc w klimatyzowanych wnętrzach barów, popijając zimne napoje m.in. smaczne miejscowe piwo. 

W tym czasie kiedy byliśmy w Zamościu, odbywał się Zamojski Festiwal Kultury i każdego wieczoru na Rynku odbywały się koncerty operowe, grała zamojska  Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego, natomiast słynne arie operowe śpiewali znani i wybitni śpiewacy operowi z Włoch i Polski.  Siedząc w którejkolwiek knajpce przy Runku, a niełatwo było znaleźć miejsce, można było uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu. 

Nie wiem czy kiedyś jeszcze odwiedzę Zamość, chciałabym bardzo zobaczyć jak miasto będzie wyglądało po renowacji wszystkich zabytków, ale to jeszcze długa droga... i ogrom prac do zakończenia, ale jak kiedyś skończą odnawiać Zamość, to słowo daję, będzie to prawdziwa Perła Renesansu.

Wiedząc doskonale ilu miejsc w Polsce i Europie nie widziałam oraz biorąc pod uwagę panującą kolejny rok pandemię, niczego w najbliższym czasie nie planuję. 

Natomiast gdyby ktoś zapytał czy warto tam jechać, to całym sercem polecam. Każdy tam znajdzie coś dla siebie i miłośnicy historii zabytków, i amatorzy dobrej kuchni, a ja zrobiłam fajne zakupy ciuchowe bo znalazłam kilka ciekawych butików prezentujących zupełnie nieznane mi marki odzieżowe.


Ulica Haukego i widok na domek, w którym spędzałam wakacje w dzieciństwie 

( po lewej stronie z pomarańczowym dachem)


Rynek Wodny



Kościół św. Katarzyny w Zamościu – barokowy kościół na Starym Mieście w Zamościu, wzniesiony w II poł. XVII wieku.



Pomnik Jana Zamojskiego w tle Pałac Zamojskich 





 

Rynek Wielki i Ratusz z wachlarzowatymi schodami






Kamienice ormiańskie – zabytkowe manierystyczno-barokowe kamienice na Starym Mieście w Zamościu, położone w północnej pierzei Rynku Wielkiego, przy ulicy Ormiańskiej.









piątek, 18 grudnia 2020

Zobaczyć Kraków...

Moim marzeniem od dawna było zobaczyć Kraków, podobnie jak kiedyś zobaczyć Paryż.  Od tego czasu  już trzy razy byłam w Paryżu, nawet Rzym znam nie najgorzej, a Tokio jak własną kieszeń, a Kraków do tego roku był wciąż gdzieś w planach.

Owszem, byłam w Krakowie z całą rodziną 24 lata temu, dzieci były małe, nie interesowało ich zwiedzanie muzeów, kościołów i jak to wyjazd rodzinny, był pełen niespodziewanych zwrotów akcji, bo albo złapaliśmy gumę po drodze, więc przyjechaliśmy później, albo okazało się, że zamieszkaliśmy przy Montelupich, przy areszcie czy więzieniu i całą noc skazani i ich goście stojący pod murem , dość głośno dyskutowali i nie dawali nam spać. No więc my zmęczeni po nieprzespanych nocach, dzieci marudzące, ukrop z nieba bo sierpień, a Kraków to nie Kołobrzeg gdzie zawsze wieje orzeźwiająca bryza od morza... całe stare miasto było w remoncie i pamiętam z tamtych czasów tylko Wawel, Kopiec Kościuszki i ogród zoologiczny. Aha i smaczne precle sprzedawane na ulicach z wózków.

Tak więc w sierpniu 2020 roku, mimo coronovirusa i rozmaitych zaleceń ze strony władz udało nam się odwiedzić Kraków.

Zarezerwowaliśmy niewielki apartament w hoteliku tuż za Wisłą niedaleko Wawelu, moim zdaniem troszkę za daleko od centrum miasta, zwłaszcza, że wybraliśmy wyjątkowo upalny termin naszego pobytu w Krakowie i trochę napocić się trzeba było, żeby dojść do centrum miasta (np. pod Sukiennice). Jednak do tego, żeby wyszły dobre zdjęcia nieodzowne było błękitne niebo i słońce, więc mogę uznać, że pogoda nam dopisała. Ostatniego dnia pobytu lało od rana więc wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

Nie rozwodząc się długo nad fenomenem Krakowa, mogę napisać, że mnie zachwycił. 

Jest zupełnie inny niż znane mi dotąd, stare miasta ale wzbudza podobne emocje. Można się zgubić w  wąskich uliczkach Kazimierza podobnie jak w Rzymie.  Przy muzeum Czartoryskich jest Brama Floriańska a obok Galeria Sztuki Współczesnej, można kupić obraz, można obejrzeć, ale osobiście poczułam się nieco jak na Montmartre w Paryżu. 

Zwiedziliśmy Katedrę na Wawelu, Muzeum Narodowe, Muzeum Czartoryskich, oczywiście Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, do którego m.in. przyjechałam no i na więcej czasu nie starczyło bowiem mieliśmy tylko 3 dni na ten wyjazd a czas leciał nieubłaganie.

Koniecznie muszę się jeszcze przynajmniej raz wybrać do Krakowa, bowiem Kraków ma tak wiele do zaoferowania, że nie wiem ile czasu trzeba, żeby wszystko co mnie interesuje zobaczyć. Tyle pięknych kościołów pozostało do dokładnego obejrzenia, kamienic, a jedna piękniejsza od drugiej, kilka muzeów w tym sztuki współczesnej, ale także z dziełami polskich wybitnych malarzy, których nie widziałam. Pozostał Kazimierz, który tylko liznęłam i wreszcie Cmentarz Rakowicki, na którym pochowany jest m.in. wielki człowiek, mecenas sztuki Feliks Manggha Jasieński, którego muszę koniecznie odwiedzić, z racji i Jego i mojej miłości do sztuki japońskiej.  

No więc czekam na koniec pandemii i w drogę...





































Z Zamościa do Hrubieszowa niezbyt długa droga...

Przy okazji wyjazdu do Zamościa, odwiedziliśmy Hrubieszów. Z mojego domu na Kaszubach do Hrubieszowa jest 754 km natomiast z Zamościa to tyl...